Koniec lipca a ja dopiero pokazuję co udało mi się wykończyć w maju i czerwcu... Może powinnam zrezygnować z tego cyklu? Z drugiej strony szkoda by mi było, bo nie wszystkie kosmetyki opisuję w osobnych recenzjach. Taki wpis jest więc niejako pozostawieniem śladu po każdym kosmetyku, który zużywam i niejednokrotnie korzystałam z takich krótkich podsumowań. 
Przez te dwa miesiące wykończyłam 34 rzeczy, co jest wynikiem raczej średnim, bywało znacznie lepiej - np. ok 40 kosmetyków w jeden miesiąc (miałam dużo kocówek, na które się zawzięłam).
  • Płynów do kąpieli z Avonu zużyłam multum i drugie multum czeka "w zapasach". Wersja migdałowa Sweet Almond niestety bardzo mnie rozczarowała, bo prawie nie pachnie. Piękny zapach migdałów czuję jedynie z butelki, a w trakcie kąpieli prawie w ogóle. Gdy pojawił się jako nowość zamówiłam kilka butelek i tak sobie teraz zużywam jedynie dla piany. Chyba mam jeszcze jedne opakowanie. Świąteczny zapach żurawiny z pomarańczą Cranberries and Orange by zdecydowanie lepszy. Typowo świąteczny aromat był wyczuwalny podczas kąpieli, a o to przecież chodzi w umilaczach kąpielowych. To też moja kolejna butelka.
  • Lubię żele pod prysznic Dove. Nie wysuszają skóry, są dla niej delikatne no i mają mnóstwo zapachów do wyboru. Obie wersje, które teraz wykończyłam lubiłam, szczególnie tę z granatem. 
  • Kremowy żel pod prysznic Avon Skin So Soft też był fajny. Gęsty, rzeczywiście kremowy, o przyjemnym zapachu. Nie wysuszał ani nie podrażniał skóry. Nie czułam po nim konieczności użycia balsamu. Mam jeszcze jedną butelkę w zapasie.
  • Kolejna butelka nawilżającego żelu pod prysznic Vianek i kolejne pudełeczko z peelingiem łagodzącym o zapachu bzu. Żel nie wysusza, nie podrażnia, nie czułam potrzeby nakładania balsamu. Peeling choć nie należy do najmocniejszych dobrze się sprawdził.
  • I także kolejne półkule i kula Biolove - kula była piżmowa a półkule chyba pomarańcza z wanilią, nie pamiętam ;) Pachną bardzo delikatnie i jak zużyję te, które kupiłam w sporej liczbie w promocji po kilka złotych (więcej nie są warte) to już ponownie nie ulegnę. Nie warto.
  • Duża buta wydajnego żelu do higieny intymnej Intimelle (z Natury) w końcu wykończona. Nie, żeby był zły, wręcz przeciwnie, ale miałam wrażenie że nigdy się nie skończy ;) Nie mam do niego zastrzeżeń.
  •  Płyn do płukania jamy ustnej Sylveco to mój faworyt w tej kategorii (ale i tak lubię próbować inne płyny). Początkowo nie odpowiadał mi jego słodkawy posmak, ale szybko się przyzwyczaiłam. To druga zużyta butelka, kolejna już czeka na swoją kolej.
  • Musy Nacomi to prawdziwe tłuścioszki, z musem nie mające nic wspólnego (chyba, ze trafiłam na felerną partię). Mi to nie przeszkadza, moja skóra lubi konkretne smarowidła. Zapach na upartego może i kojarzy się z borówką, ale gdybym nie wiedziała, że zapach ma być taki to bym w życiu się nie zorientowała ;)
  • Lubię antyperspiranty Dove, bardzo dobrze na mnie działają. Wersje w sprayu lubię używać w domu, na takie "spokojne" warunki są wystarczające. Zapach granatu bardzo trafił w mój gust - lubię takie kwaskowate zapachy, szczególnie w ciepłe dni.
  • Dla równowagi - dezodorant Biolove to totalny niewypał. Ja wiem, że to dezodorant, nie ma ograniczać pocenia, tylko tuszować zapach ale ... zupełnie mu to nie wychodziło. Sama nie wiem jakim cudem go wykończyłam. Może do końca w niego wierzyłam. Niestety, nic się nie zmieniło, a wieczorem wydawało mi się, że skóra ma gorszy zapach niż nie chroniona niczym. Zapach dezodorantu dziwnie się zmieniał i zamiast maskować zapach potu niestety robił nieprzyjemną mieszankę.
  • Chusteczki Intimea rumiankowe to mój niezbędnik od kilku lat, nie zliczę ile opakowań zużyłam. Produkowane są przez Cleanic dla Biedronki, a są tak sam dobre. Lubię je za odpowiednie nawilżenie (nie są ani za mokre ani za suche), łagodność i za to, że łatwo można je roztargać na pół i po użyciu spłukać w toalecie.
  • Krem do rąk chorwackiej marki Nikel to ciężki, tłusty kaliber. Na szczęście nie zostawia klejącej warstwy bo bardzo tego nie lubię. Używałam go na noc, bo w ciepłe dni był nieco niekomfortowy.
  • Nigdy wcześniej nie miałam zmywacza w gąbce. Zawsze wydawało mi się, że to tyko taki bajer, ale gdy dostałam taki zmywacz od Delii przekonałam się, że to świetny i wygodny wynalazek. Miałam  w planie umyć gąbkę i nasączyć zmywaczem, ale niestety zaczęła się kruszyć, więc nic tego nie wyszło.
  • O olejkach eterycznych już kiedyś pisałam - o ich pochodzeniu, przeznaczeniu, właściwościach, warto przeczytać. Puste buteleczki to olejki Etja - lawendowy, cytrynowy, grejfrutowy oraz miętowy Optima Plus. Czasami dodawałam je do kąpieli dla zapachu, ale jednak w większym stopniu pomagały mi w walce z roztoczami, na które starszy syn ma alergię. Dodawałam je do prania i zrobiłam spray do pryskania dywanów, rolet, maskotek, materacy itp. Olejki eteryczne lubię dodawać też do peelingu kawowego, szczególnie miętowego i eukaliptusowego - idealne na gorący dzień i do glinek (olejek z zielonej herbaty, gdy pojawią się jakieś wypryski czy grudki).
  •  Męczę się z drugą butelką wody termalnej Termissa, przynajmniej tyle, że ta pierwsza w końcu wypsikana. Po pierwsze - ta woda śmierdzi klejem i to dosyć mocno. Po drugie - spray psika gdzie chce niekoniecznie na twarz. Gdy zwilżałam nią glinkę byłam mokra po piersi. Żeby nie było - celowałam na twarz. Poza tym stosowana w ciągu dnia nie dawała mi ukojenia i ulgi jak np. Uriage, a napinała skórę i lekko podrażniała. Skończę tą drugą i nigdy więcej.
  • Farbę do włosów Fitokosmeik kupiłam z pewną obawą czy moje wypadające włosy nie wypadną po niej już całkiem ;) Nic takiego się nie stało. Jestem zaskoczona trwałością farby! Farbowałam włosy ponad 2 miesiące temu i oprócz włosów przy skórze, które rzecz jasna urosły po farbowaniu farba nadal jest! Lekko zmieniła odcień, włosy mają teraz więcej rudawych refleksów, ale podoba mi się ten efekt.
  • Oj żałuję że arganowa odżywka do włosów Dr Organic się skończyła. Świetnie działała na moje włosy - nawilżała i wygładzała bez obciążania, bez zbijania włosów w strąki do czego mają od pewnego czasu skłonność. Nie ważne, czy użyłam najpierw naturalnego szamponu czy nie - po niej włosy zawsze wyglądały pięknie i świeżo. Jeśli tylko będę miała okazję to na pewno kupię.
  • Z szamponem pszenicznym Sylveco nie polubiłam się całkowicie. Trudno jest mi się przekonać do naturalnych szamponów, w tracie mycia zachowują się zupełnie inaczej a i włosy wyglądają inaczej. Z pewnością moim włosom nie służyło używanie go solo, poza tym trudno było go wypłukać z włosów (robiły się tępe, przez co nie tak łatwo było wbić między nie palce aby pozbyć się szamponu, podobnie było z szamponem odżywczym Vianek). W duecie z powyższą odżywką albo z wygładzającym balsamem Vianek nie miałam na co narzekać.
  • O olejku z papryką Green Pharmacy czytałam niemal cuda, jak to super przeciwdziała wypadaniu włosów. Niestety nic takiego nie zauważyłam. Może gdyby wystarczył na dłużej miałby szansę zadziałać? Opakowanie jest fatalne, to znaczy dozownik - wielka dziura przez którą wydobywa się za dużo tego gęstego, mocno tłustego w dotyku i trudnego do rozprowadzenia olejku. W rezultacie buteleczka wystarczyła mi na ok 5 (!) razy. Teraz mam olejek Natural Me i różnica (we wszystkim) jest ogromna.
  • Nawilżający płyn micelarny Vianek spisywał się bardzo dobrze nawet do usuwania mocnego makijażu oczu. Okazał się równie dobry jak micel Biolaven, lepszy od odżywczego Vianek i lipowego Sylveco. To była druga zużyta butelka.
  • Krem pod oczy z serii Oxygen Detox był odpowiedni na dzień - lekki dobrze nawilżał i przy tym dobrze się wchłaniał nie utrudniając makijażu. Na noc wolę gęściejsze kremy. Oceniałbym go jaki taki zwykły krem, nie zauważyłam po nim niczego spektakularnego. 
  • Rokitnikowy tłuścioszek Sylveco - fajny na zimę, po spacerze na mrozie, po wypadzie na narty. Przynosił ukojenie skórze wysmaganej śniegiem i wiatrem. Na ciepłe dni był dla mojej suchej skóry za ciężki, ale ratował ją, gdy była przesuszona. Myślę, że wrócę kiedyś do niego. 
  • Krem ze złotem GlySkinCare - lubiłam i żałuję, że już go nie mam. Dobrze nawilżał, nie zostawiał tłustej warstwy, fajnie spisywał się też w cieplejsze dni.
  • Dziwadełko z tej maseczki-peelingu z inni odżywczej Vianek. Jako peeling dobrze u mnie działała tylko nałożona na suchą skórę. Gdy nałożyłam na wilgotną drobinki mielonego lnu szybko robiły się miękkie i bardzo delikatne, za delikatne, aby sprawdzić się jako peeling. Jako maseczka - ok, dobrze nawilżała, odżywiała.
  • Naturalne mydło Pod niebem Toskani z MydłoStacji nie wysuszało skóry, dokładnie ją myło bez podrażnienia. Zapach miało neutralny, nie kojarzył mi się z niczym. Bardzo dobre mydło, ale miętowego nie przebiło.
  • Jeden z bardziej uniwersalnych olejów - awokado (tu akurat z Etja). Dobry do kąpieli, do ciała, u mnie dobrze się sprawdza też do włosów. Jest tani (trochę droższy niż z migdałów, ale i tak cena ok), więc nie jest mi żal dodawać go do glinek.
  • Dawno nie używałam mleczek do demakijażu. Kilkanaście, nawet już bliżej 20 lat temu królowały razem ze śmietankami, potem zostały wyparte przez płyny dwufazowe i micelarne. Przypomniałam sobie nastoletnie czasy :D Mleczko arnikowe Sylveco nakładałam dłońmi na twarz, masowałam (także oczy aby rozpuścić makijaż) i zmywałam żelem bo zostawiało tłustawą warstewk. Fajnie działało używane w ten sposób. Teraz mam odżywcze Vianek i też lubię użyć jako urozmaicenie od miceli.

Znacie któryś z tych kosmetyków?


13 komentarzy:

  1. Żele Dove znam i bardzo lubię, jak i produkty firmy Vianek. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękne denko! Nigdy nie miałam płynów do kąpieli z Avonu.
    Te olejki z Green Pharmacy faktycznie powinny mieć lepsze to aplikowanie, zużyłam kilka buteleczek już i ten otwór jest zdecydowanie za duży.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dove u mnie tez schodzi namietnie, gratuluje tylu zuzyc :D

    OdpowiedzUsuń
  4. ja uwielbiam te wpisy i wiem, że kosztują Cię sporo pracy.

    OdpowiedzUsuń
  5. uwielbiam te kremowe żele pod prysznic Dove <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Osobiście uważam, ze sporo udało Ci się zużyć ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. widzę moje ulubione produkty :)
    pozdrawiam cieplutko :))
    woman-with-class.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. Sporo produktów, które znam i lubię. Mleczka Sylveco nie miałam, za to z Vianka bardzo lubię i ciągle do niego wracam.

    OdpowiedzUsuń
  9. Sporo tego, znam mydełka Mydło Stacji oraz kosmetyki Sylveco.

    OdpowiedzUsuń
  10. Bardzo lubię żele Dove. Świetnie się pienią i mają fajne warianty zapachowe :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Miałam jedynie płyn micelarny z Vianka, reszty jeszcze nie miałam okazji poznać.

    OdpowiedzUsuń
  12. Szkoda, ze dr Organic jest tak słabo dostępny, lubiłam tę markę :)

    OdpowiedzUsuń

Nie proś o wzajemne obserwowanie - zaglądam na blogi osób komentujących :)

UWAGA! Usuwam komentarze z podlinkowanymi słowami kluczowymi!