Tęsknicie za latem? Myślę, że wielu z Was jak najbardziej, więc cofniemy się do słonecznego lipca i sierpnia. A to dzięki dzisiejszemu wpisowi o kosmetykach, które zużyłam w tamtym czasie. Poszło mi całkiem dobrze i pożegnałam 48 pustych opakowań. Gorzej z przygotowaniem tego zestawienia - piszę je już ponad miesiąc ... Muszę w końcu dokończyć, bo lada dzień będę chciała pokazać, co kupiłam we wrześniu i październiku. To będzie chyba najciekawszy wpis z nowościami, zobaczycie mnóstwo kosmetycznych cudeniek.

  • Jeśli lubicie działanie tłustego masła shea, ale nie odpowiada Wam jego lekko orzechowy zapach (dla mnie jest świetny, ale wiadomo, może się znudzić) to masła z Biolove (produkowane przez tę samą firmę co Nacomi, tylko pod marką własną drogerii Kontigo) będą fajną opcją. To masło shea z dodatkowym olejem (np. arganowym) i zapachem. Dla mnie shea, także i w tej wersji najlepiej sprawdza się do pielęgnacji stóp i dłoni na noc.
  • Mus mango też z Biolove był trochę mniej tłusty niż masła shea, ale nadal to treściwe i tłuste smarowidło.
  • Balsam wyszczuplający Resibo bardzo mi się spodobał! Co prawda wyszczuplałam i bez niego, ale świetnie nawilża i ujędrnia skórę. Myślę, że wrócę do niego. 
  • Krem do rąk z Ziaja to nic więcej niż tylko zapach. Migdałowy, delikatny, bardzo przyjemny. Ale nawilżenie ... bardzo kiepskie i krótkotrwałe. Po raz kolejny przekonałam się, że Ziaja nie ma nic ciekawego do zaoferowania a formułami zatrzymała się 20 lat temu.
  • Wykończyłam jeszcze resztki trzech innych kremów do rąk - Iceveda, Biolonica i EoLab, z których najfajniej sprawdzał się ten drugi.
  • O płynie Sylveco już kiedyś pisałam i na tyle go polubiłam, że to moje kolejne zużyte opakowanie. 
  • Pasta Ecodenta z olejem z konopi była całkiem ok. Myła, odświeżała, pasta jak pasta.
  • Wymęczyłam dwa nie do końca odpowiadające mi dezodoranty w kulce -  bezzapachowy Unterkram (teraz używam aloesowego i też bez szału) i arbuzowy Fa (w sprayu zdecydowanie lepiej działa). Używałam je w czasie, gdy nie chodziłam do pracy, więc ich używanie nie było mocno uciążliwe.
  • Udało mi się wykończyć resztki dwóch tuszów - z Joanny i Pierre Rene. Z Joanny nawet fajny, za to Pierre Rene nie dawał u mnie innych efektów niż tylko przyciemnienie rzęs.
  • O preparatach do usuwania kamienia nazębnego i wybielania zębów Dr. Schwarz przeczytacie w TYM wpisie. To drugie opakowanie preparatu Bioscaling, które zużyłam.
  • Masło shea bardzo lubię, ale to z NaturalMe było wyjątkowo udane - idealnie gładkie, przyjemne i ładnie pachnące orzechami.
  • Puma Flowing ... zapach przeszłości :D Bardzo trudno dostępny, w zasadzie jakieś resztki można jeszcze gdzieś upolować. Co ciekawe, bardziej podobała mi się wersja DNS, którą kupowałam w Rossmannie. Ta była bardziej ostra, ale podobała mi się na tyle, że druga buteleczka już czeka w kolejce.
  • Włosowe zużycia są wyjątkowo nieudane. Maska Kallos Pro-Tox to kolejna maska tej marki nie robiąca nic z moimi włosami. Po wypróbowaniu kilku wersji ostatecznie podziękuję i nie kupię kolejnych. Szampony i odżywki Agafia (wersje z cedrem i łopianem) robiły mi siano z włosów, więc to też nie był dobry wybór. Odżywka pokrzywowa Fitokosmetik była zupełnie nijaka a farba L'Oreal prodigy wypłukała się zaskakująco szybko.
  • Płyny do kąpieli z Avonu są całkiem ok, jedne lepsze, inne gorsze. Może nie powalają na kolana (znacznie straciły na jakości - blisko 20 lat temu kupowałam płyn mandarynkowy, zapach było czuć w całym mieszkaniu), ale je lubię. Wersja różana była całkiem udana, ale raczej do niej nie wrócę.
  • Kolejne butelki żeli pod prysznic z Biolove (to marka własna drogerii Kontigo, produkowana przez Nacomi), o których obszernie napisałam tutaj:
  • Napiszę "setny" raz - mydła w płynie Yope kompletnie nie służą moim dłoniom. Co prawda żaden nie zrobił mi aż takiej masakry jak jedna z zimowych wersji, ale jednak punktowe swędzenie i lekkie pękanie szorstkiej skóry to też nic przyjemnego. Pozostałym domownikom nie szkodzi, pędzlom i gąbce do makijażu też ;)
  • Peeling do ciała Nacomi pachniał przepięknie, bardzo smakowicie. Jeśli lubicie tłuste peelingi, to ten się Wam spodoba. Dla mnie był jednak trochę za tłusty, cięższy kaliber niż np. peelingi z Vianka.
  • O kosmetykach Soraya Plante o fajnych składach muszę napisać osobną recenzję. Pianka do higieny intymnej była bardzo przyjemna, nie podrażniała,
  • Aloesowy hydrolat Beaute Marrakech zużyłam z czystą przyjemnością. Nie podrażniał, nie napinał a wręcz odwrotnie. Lubię też różany i lawendowy.
  • Kolejny tonik ze wschodu, który się pieni - EoLab Anti age. O ile w micelach mi tak bardzo to nie przeszkadza, bo i tak go zmywam, tak w toniku nie toleruję. Pieniące się toniki zawierają detergenty, które powinno spłukać wodą. Bez sensu taki tonik ... 
  • Płynu micelarnego Herla niestety nie polubiłam ponieważ bardzo podrażniał mi oczy. Powodował łzawienie, pieczenie, zaczerwienienie, a efekt zmywania makijażu oczu nie był jakiś zachwycający.
  • Kremy do twarzy Miya - kiedyś było ich pełno na blogach i Instagramie. Ochy i achy wszędzie, a dla mnie to zwyczajne kremy nawilżające, takie do podstawowej pielęgnacji. Nieco różniły się konsystencją (różany był najtreściwszy, używałam go na noc), nie świeciły się na twarzy, ale no ... takie zwyklaki, Nic szczególnego, nie kupię ponownie. Moja skóra już bliska 40 r.ż. potrzebuje czegoś więcej niż oleje.
  • Pianka do mycia twarzy Go Cranberry okazała się całkiem fajna. Taka trochę tłustawa i śliska, ale przyjemna w stosowaniu. Dobrze oczyszczała wieczorem z resztek makijażu a rano z pozostałości kremu czy serum. Nie wysuszała, nie podrażniała.
  • Z micelem Herli nie męczyłam się tak do końca, szkoda oczu, dlatego nie czekając na pustą butelkę wyciągnęłam płyn Polny Warkocz. Jakże miły przeskok. Łagodny dla oczu a przy tym skuteczny. Używam tez toniku, bardzo fajny.
  • Krem na noc ze śluzem ślimaka Biotaniqe był całkiem ok. Może nie dawał spektakularnych efektów, ale dobrze nawilżał i nie obciążał skóry.
  • Peeling malinowy do twarzy SkinFood (marka własna drogerii Natura) to dziwadełko. Zniknął mi ze słoiczka :D Użyłam dwa razy, odłożyłam na jakiś czas i po ponownym otwarciu miałam go na jedno użyciu. Aż tak był napompowany powietrzem? Ale działanie miał ok.
  • Co do kremu pod oczy Biolonica miałam mieszane odczucia. Fajnie nawilżał, ale nie odpowiadała mi masa perłowych drobinek, a w zasadzie to krem tak sam w sobie był perłowy.
  • Miałam tez resztki kosmetyków pod oczy Clochee - maski i kremu. Szczerze mówiąc nie wiedziałam większej różnicy między nimi. Podobało mi się ich działanie - nawilżenie, efekt świeżego spojrzenia, elastyczna skóra. Jeśli będę miała okazję kupić je w dobrej promocji (a jak!) to z pewnością skorzystam.
  • I na koniec trzy maseczki w saszetkach - dwie marki Polka a trzecia to nie wiem jaka :D
 

9 komentarzy:

  1. Wow, ale tego masa... no ale skoro to dwa miesiące zużyć to w sumie nie ma co się dziwić. :) Czekam na recenzję dotyczącą tej naturalnej serii z Sorayi. No i oczywiście na nowości września i października :))

    OdpowiedzUsuń
  2. Mi ten peeling malinowy też się bardzo szybko skończył. A szkoda...

    OdpowiedzUsuń
  3. Wow potezne denko jak na dwa miesiace. gratuluje :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Piękne denko, i dużo ciekawych kosmetyków. Moja cera niestety też woli bardziej skomplikowane kremy niż mieszanka olejów. Miya też mojej córce kiepsko służyła :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Zużycia bardzo ładne. Znam tylko dezodoranty Fa i Urtekram, ten drugi się u mnie dobrze sprawdzał, a Fa wyrzuciłam pół opakowania, okropny zapach nie mogłam go zużyć. Czekam cierpliwie na pokazanie nowości.

    OdpowiedzUsuń
  6. Koniecznie muszę się przyjrzeć produktom Biolove :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Od dawna kuszą mnie masła z Biolove. Bardzo podoba mi się ich konsystencja :) Zaintrygowała mnie pianka z Soraya Plante do higieny intymnej.

    OdpowiedzUsuń

Nie proś o wzajemne obserwowanie - zaglądam na blogi osób komentujących :)

UWAGA! Usuwam komentarze z podlinkowanymi słowami kluczowymi!