Temat wybielania zębów jest mi zupełnie obcy - do tej pory nie używałam żadnych specyfików mających na celu rozjaśnienie ich kolorów, a do dentysty też mi się w tym celu nie paliło. Jednak na ostatnim spotkaniu blogerek w Nowym Sączu wpadł mi w ręce zestaw
Purelite, więc nie było odwrotu :) Nie żebym się dotychczas wzbraniała przed bielszymi zębami, ale nie było, ani nadal nie jest to moim priorytetem.
PureLite Home to żel do wybielania zębów.
Pojemność opakowania to 10ml. Oparty o najnowsze technologie
amerykańskie, znacząca poprawa koloru zębów już po 2-3 aplikacjach,
kolejne aplikacje pogłębiają i utrwalają efekt. PureLite Home to bezpieczny, wielokrotnie przebadany produkt, zgodny z obecnie obowiązującymi przepisami zarówno w Polsce, jak i Unii Europejskiej.
Wiecie, co? Nie mam pojęcia co napisać :D Bo tak niby coś widzę, a nie widzę. Po drugiej aplikacji żelu zauważyłam na kilku zębach, zwłaszcza górnych wyraźnie bielsze plamki. I pomyślałam: super, mam zęby w kropki. Mąż się uśmiał, serio. Ale rano plamki zniknęły. I tak było za każdym razem z tym, że plamki obejmowały większą powierzchnię zębów. Rano po plamkach nie było śladu, ale po zakończeniu wybielania (żel wystarcza na 6 dni, przy nakładaniu raz dziennie) górne zęby wydają mi się odrobinę jaśniejsze. Dolne - nietknięte. Różnica na szczęście nie jest bardzo widoczna.
Może przydałaby mi się dłuższa kuracja?
Z kwestii technicznych. Pierwsze użycie było kompletnie nieudane, trzymanie nakładek na zębach zakończyłam po 20 minutach. Nie mogłam dłużej! Nie, nie czułam bólu, ale ... naciągało mnie. Poważnie. I nie od smaku żelu, ale od samej obecności nakładek w ustach. Wydają mi się za grube i za sztywne nawet po sugerowanym przez producenta moczeniu ich w ciepłej wodzie.Było mi bardzo niekomfortowo, nie wiedziałam co zrobić z językiem, drugiego dnia odkryłam, że dobrze jest gdy trzymam go między nakładkami - było mi wygodniej a i ślinienie się zdecydowanie mniejsze. W kolejne dni bez problemu wytrzymywałam zalecane 40 minut.