Otrzymując pomadkę ochronną Sun Care obawiałam się, że nie zdążę jej zużyć przed upływem daty ważności, a tu proszę. Z pomocą męża kilka dni temu wymaziałam pomadkę do końca.
W tegoroczne lato ze słońca korzystał w zasadzie tylko mój mąż, więc zaopatrywałam go w tą pomadkę. Nie wzbraniał się, więc musiał polubić. Chwalił pomadkę za lekkie natłuszczenie i naturalny efekt na ustach. Po opalaniu nie skarżył się na wysuszoną czy spieczoną skórę ust.
Ja używałam jej w domu i też się spisała, choć w sumie trudnego zadania nie miała ;) Zauważyłam jedynie, że nie można jej nakładać za dużo, bo ma się wrażenie ciężkich ust, co nie jest komfortowe. Moje usta lekko rozjaśnia, ale nie ma mowy o białej warstwie. Usta lekko połyskują, ale bez drobinek.
Zapach kojarzy mi się z toffi, w posmaku czuć wyraźnie wazelinę, z resztą nic dziwnego:
Sztyft jest dosyć miękki, trzeba więc uważać i raczej nie nosić w kieszeni ani nie zostawiać na pełnym słońcu.
Podsumowując:
pomadka miło mnie zaskoczyła - po przygodach z Bebe Sun obawiałam się bielenia ust (miałam ją kilka lat temu, może teraz coś zmienili w formule) a z FlosLekiem nic takiego się nie dzieje. Usta są miękkie i dobrze chronione przed słońcem i myślę, że w zimie też się sprawdzi.
Pomadka kosztuje ok 6-7 zł, więc cena nie jest wygórowana. Warto wypróbować.