Zanim kosmetycznie podsumuję kwiecień, który skończy się lada dzień, wypadałoby w końcu pokazać, co zużyłam i jakie wspaniałości przybyły mi w marcu. Zobaczcie, na co zwrócić uwagę w trakcie zakupów, a na co niekoniecznie.
W marcu wykończyłam 20 kosmetyków, co od dłuższego czasu mieści się w mojej normie. Im więcej tym lepiej, więcej miejsca na nowości, ale jednocześnie nie widzę sensu w zużywaniu "na siłę". Odbiera to całą przyjemność używania kosmetyków, więc nie wylewam więcej płynu czy  szamponu niż potrzeba po to tylko aby zużyć w danym miesiącu. Nie teraz, to w następnym, nic się nie stanie.

  • O żelu Nivea Creme Care o zapachu klasycznego kremu już kiedyś pisałam. Teraz zużyłam większe opakowanie i na jakiś czas na tym poprzestanę. Kiedyś z pewnością do niego wrócę przez zapach który bardzo mi się podoba, ale póki co mam masę innych żeli.
  • Kojący żel pod prysznic Vianek też zużyłam kolejny raz i zapewne nie ostatni. Podoba mi się jego gęsta, śliska konsystencja nie wysuszająca ani nie podrażniająca mi skóry.
  • Łagodząca seria Vianka pachnie bzem i głównie za to tak ją lubię. Peeling do ciała z tej serii okazał się całkiem przyjemny, choć nie aż tak mocny jak preferuję. 
  • Kąpielowe umilacze Biolove to niestety dla mnie niewypały. Napiszę Wam w osobnym wpisie dlaczego. W każdym razie ani puder do kąpieli, ani sól, ani kule/półkule niczym mnie nie uwiodły.
  • Kule do kąpieli Delia wypadły nieco lepiej nić Biolove, ale nadal zapachy były jak na mój gust i oczekiwania za delikatne.
  • Końcówka płynu do higieny intymnej z linii prebiotycznej Joanna gdzieś mi się zawieruszył na półce, więc raz dwa rozprawiłam się z nim do dna. Nie mam nic do zarzucenia oprócz braku pompki. Dzięki niej byłby wygodniejszy w użyciu i bardziej wydajny.
  • O wodzie różanej czytam na okrągło, natomiast woda z kewry KTC jest niedoceniana. A szkoda, bo do rozrabiania glinek idealnie się nadaje. Ma przyjemny, lekko jakby cytrusowy zapach, z delikatnymi drzewnymi akordami. Nie wysuszała mi skóry i dobrze się spisała także użyta jako tonik.
  • Rewelacyjny booster z witaminą C z Perfecta - oj to moja miłość! Najbardziej lubiłam używać go rano, pod krem. Skóra zdecydowanie dłużej wyglądała na wypoczętą i świeżą i makijaż też dłużej wyglądał jak zaraz po zrobieniu. Na pewno jeszcze go kupię!
  • Olejek makadamia miałam z któregoś pudełka kosmetycznego, chyba Liferia. Dodawałam go do glinek, krzywdy mi zrobił, nie ma nad czym się rozpisywać.
  • Malinowa maska w płachcie PureDerm zachwyciła mnie soczystym, owocowym zapachem, ale ... to tyle. Nieznacznie nawilżyła i odprężyła skórę, ale liczyłam na coś więcej.
  • Niedawno miałam okazję poznać trzy naturalne kosmetyki d'Alchemy. Miniatury płynu micelarnego i olejku do twarzy zużyłam i przyznam, że chętnie kupiłabym pełnowymiarowe opakowania, ale nieco odstraszają mnie ceny. Może kiedyś trafię na promocję?
  • W lutym zużyłam śmierdzący krem na noc różany Korres, a w marcu wersję na dzień. Na szczęście ten pachniał przyjemniej. Dobrze nawilżał, nie zauważyłam zapychania porów, całkiem niezły, ale nie zachwycił mnie niczym wyróżniającym się. Raczej nie kupię go znowu.
  • Za to krem różany Garden roses z Make me Bio pokochałam całym sercem i mam już drugie opakowanie. Gęsty, treściwy, ale nie klejący się. Idealny na zimę, jesień, ale i teraz dobrze się sprawdza.