W końcu udało mi się ogarnąć kosmetyki zużyte w listopadzie i grudniu. Dochodzę do wniosku, że chyba za dużo zużywam, bo później trudno jest mi zabrać do zdjęć i wpisu. Nowości kosmetyczne są zdecydowanie przyjemniejsze, ale nie chcę rezygnować z zużyciowych podsumowań - często sama do nich wracam.

  • Maseczka PureHeal's Volcanic Pore Tightening dobrze oczyszczała skórę, ale szczerze mówiąc jakichś spektakularnych efektów usprawiedliwiających jej wysoką cenę nie zauważyłam. Pory nie wydawały mi się po niej zmniejszone, a na to najbardziej liczyłam.
  • Kolejne trzy maseczki (dwie Eo Lab i Mincer Vita C Infusion) też mnie nie porwały. Ledwo je  zużyłam, bo nic tak nie zniechęca niż znikome działanie na skórę. 
  • Maseczkowego niefartu ciąg dalszy - maseczka peeling z Vianka nie sprawdziła się u mnie w żadnej z tych ról. Jako peeling była za delikatna, a jako maseczka nie robiła nic poza natłuszczeniem skóry.
  • Z masek w płachcie najlepiej sprawdziła się u mnie maska Leaders - Aqua Coating. Porządnie nawilżyła i ukoiła skórę. Nawilżająca Misha - Herb in Nude też była całkiem niezła, za to Farmstay była dosyć sucha i odstawała mi po bokach twarzy.
  • Bardzo polubiłam bąbelkujące maseczki :D Przyjemnie łaskoczą i zabawnie wyglądają na skórze. Maseczka Cloud Mask z Bielendy przyjemnie pachniała, dobrze nawilżyła skórę, nie mam jej nic do zarzucenia.
  • Pozostałe dwie, czy podwójna Cien z peelingiem i oczyszczająca AA Beauty Bar też spełniły swoją rolę.
  • Ostatnio nie mam szczęścia do płynów micelarnych, albo moje oczy zrobiły się wyjątkowo wrażliwe i przy niemal każdym łzawią i są zaczerwione. Tak było w przypadku Vita C Infusion z Mincer i rewitalizującym Vianku. Zużyłam je do zmywania makijażu z twarzy tym bardziej, że z makijażem oczu niezbyt dobrze sobie radziły.
  • Do zmywania cieni, tuszu z oczu używałam dwufazowego płynu Beaute Marrakech. Tu akurat zużyłam wersję lawendową. Niestety zostawia efekt mgły na oczach, ale za to bardzo dobrze zmywa wszystko co jest na powiekach i rzęsach. Teraz mam inną wersję.
  • Tonik All About Aloe niestety nie sprawdził się na mojej twarzy. Nie był zbyt łagodny, podrażniał mi skórę, mocno ją napinał i była po nim tak dziwnie szorstka. 
  • Za to tonik Polny Warkocz okazał się zupełnym przeciwieństwem poprzednika. Łagodny, niezwykle przyjemny, podobnie zresztą jak płyn micelarny tej samej marki.
  • Pianka do mycia twarzy Good Cera Holika Holika też była przyjemna. Dobrze oczyszczała, nie wysuszała, po umyciu nią twarzy czułam się bardzo komfortowo.
  • Chwalone serum Mezo Serum z Bielendy używałam sporadycznie, więc nie mam wyrobionej opinii na jego temat. Nakładałam, gdy skóra była w gorszej kondycji, ale maksymalnie 2-3 razy z rzędu. 
  • Przeciwzmarszczkowy krem na dzień Vianek to kolejny zużyty kosmetyk z tego okresu, który nie służył mi najlepiej. Przeznaczony był do suchej skóry, a bardzo słabo nawilżał. Za to zostawał na skórze jako bardzo błyszcząca i niekomfortowa warstwa. Krem na noc z tej samej serii, tak dla odmiany, bardzo polubiłam.
  • W koszyczku w łazienkowej szafce wyszperałam końcówkę kremu hialuronowego Nacomi, Taki o, zwyklaczek. Nie zachwycił, nie zaszkodził, nie kupię go ponownie.
  • Za to krem ultranawilżający Resibo bardzo mi odpowiadał mimo trochę drażniącego zapachu. Odpowiednio nawilżał moją skórę, nie zostawiał nieprzyjemnej warstwy i nadawał się pod makijaż. To moje drugie opakowanie, które zużyłam
  •  Jak uwielbiam wszelkie kosmetyki pielęgnacyjne pod oczy, tak z tymi dwoma gagatkami nie mogłam się dogadać. Po serum Asoa nałożonym na noc (jest olejowe, więc na dzień pod makijaż odpadało) budziłam się z podpuchniętymi oczami, natomiast po kremie ujędrniającym Lilla Mai skóra pod oczami była jakby "przeciążona" - wyglądała na bardzo zmęczoną. Do tego ten krem miał bardzo gęstą i tłustą konsystencję, trudno mi się go nakładało.  
  • Wykończyłam resztki dwóch olejków Botanicum - jeden do demakijażu, drugi pielęgnacyjny z witaminą C, niby do dekoltu, ale używałam do twarzy. Olejek do demakijażu bardzo mi się spodobał, raz dwa radził sobie z makijażem oczu i twarzy, natomiast olejek z witaminą C świetnie sprawdzał się na dzień, pod krem bo nie był bardzo tłusty i sprawnie się wchłaniał. 
  • Eliksir z witaminą C z Vianka to warte uwagi serum. Po pierwszym nałożeniu byłam zniechęcona do niego, ponieważ zrobiła mi się na twarzy dziwna spinająca warstwa, podobna do cienko nałożonej, wyschniętej już maseczki peel-off, albo żelu hialuronowego nałożonego na suchą skórę. Nie mam pojęcia, skąd ten efekt, bo nigdy się on już nie powtórzył. Może nie wstrząsnęłam buteleczką? Eliksir nie jest olejowy, dobrze się wchłania, bez problemu mogłam nałożyć jeszcze krem i makijaż. Moja skóra uwielbia kosmetyki z witaminą C i polubiła też ten eliksir - była promienna, gładka i bardziej elastyczna.
  • Niepozorny krem Cien z Lidla, z bawełną, okazał się całkiem spoko. Może nie górnych lotów, ale zużyłam go z przyjemnością.
  • Uff, to już ostatnie mydło w płynie Yope. Wielokrotnie pisałam, że te mydła kompletnie mi nie podeszły i nie chodzi o zapachy czy konsystencję a o to, że bardzo źle wpływały na skórę moich dłoni. Skóra po nich przeokrutnie swędziała, drapałam się do krwi, była wysuszona, szorstka. W większości zużywałam je do mycia pędzli, gąbek czy szmatki bambusowej.
  • Chusteczki do higieny intymnej Facelle kupiłam "w przelocie". Biorąc je z półki nie przeczytałam, że można je spłukać w toalecie, gorzej, gdyby było inaczej. Do tej pory kupowałam chusteczki Intimelle w Biedronce (produkowane przez Cleanic) i te były dla mnie najlepsze. Wydaje mi się jednak, że gdy chciałam je kupić jakiś czas temu producent był już inny i na opakowaniu była informacja o konieczności wyrzucenia do kosza, a nie spłukania w wc. Muszę to sprawdzić przy okazji zakupów w Biedronce.
  • Różany peeling do ciała Biolove, to już któreś opakowanie peelingu tej marki. Tłusty, ale przyjemny. Jedyne co, to mało wydajny. Opakowanie starcza mi na 4-5 użyć.
  • Pod peelingiem Biolove jest opakowanie po peelingu truskawkowym Clochee. To też był tłuścioszek, trochę mocniejszy w działaniu niż Biolove.
  • Zachęcona świetnym działaniem dezodorantu w sprayu Fa w wersji arbuzowej (kulka o dziwo gorzej się u mnie sprawdziła) kupiłam 2 czy 3 inne zapachy. Niestety niebieski ogórkowo-frezjowy miał gorsze działanie niż arbuzowy, do tego zaraz po rozpyleniu jedyne co czułam to zapach alkoholu. Teraz używam fioletowej wersji  też jest słabsza niż arbuzowa.
  • I kolejna butla dezodorantu Dove w wersji Original w sprayu, będą i kolejne.
  • Krem-maska do rąk EoLab skusił mnie po zachwytach koleżanki. Jak dla mnie szału nie było. Dziwnie się rozsmarowywał, nie czułam jakichś lepszych efektów niż po przeciętnym kremie do rąk.
  • Peeling do rąk Iceveda to jedno wielkie nieporozumienie. Był bardzo rzadki,wylewał się z tubki a drobinki były bardzo malutkie i było ich za mało. Nie widziałam po nim żadnego działania. Teraz mam peeling AA w małej tubce i jest miłość!
  • Dwa kolejne kremy do rąk - Joanna z olejem konopnym i Garnier z linii Bio z Ecocertem (może być też używany np. do stóp, ale mi najlepiej sprawdzał się do dłoni) polubiłam. Krem z Joanny używałam głównie rano i w ciągu dnia, bo miał lżejszą konsystencję, a z Garnier na noc dla mocniejszego działania.
  • Hydrolat z kocanki (E-naturalne) używałam do popękanych naczynek na udach. Przyznam, że daleko mi było do regularności, więc niestety nic nie mogę powiedzieć czy je niweluje choć trochę czy nie.
  • Masło do ciała Brazilian Bum Bum z Sol de Janeiro było cudowne! On zapachu, przez konsystencję i komfort używania po świetne nawilżenie. Ale czy warte aż tyle pieniędzy? To akurat dostałam razem z kilkoma innymi kosmetykami z tej serii, ale jeśli uda mi się trafić na promocję to może rozważę zakup ;)
  • Dezodorant Biobaza w wersji Green Spirit był całkiem ok, ale mam wrażenie, że gorzej działał niż wersja Green Tea.
  • Krem do rąk i stóp Bosphaera to prawdziwy tłuścioszek. Najczęściej używałam go stóp, a na dłonie tylko od czasu do czasu, gdy wymagały treściwszej pielęgnacji. 
  • Galaretkę Plantea zużyłam do ciała. Osobiście nie nazwałabym tej konsystencji galaretką, dla mnie to była bardziej jakby maść? Niemniej przyjemnie się nakładała, dobrze nawilżała i nie zostawiała klejącej warstwy. Jeżeli lubicie poznać takie oryginalne kosmetyki, to polecam.
  • To już ostatnie żele pod prysznic Biolove, które miałam w swoich pokaźnych zapasach. Mój ulubiony - Brownie z pomarańczą na pewno jeszcze kupię, podobnie jak gruszkowy :) Te dwa najbardziej przypadły mi do gustu. Chętnie poznam też zapachy, które pojawiły się w ostatnim czasie O tych, które miałam przeczytacie w tym wpisie:
  •  Kosmetyki Fenjal poznałam prawie 10 lat temu. Olejek do kąpieli pokochałam za jego piękny i intensywny zapach, więc w trakcie letnich wyprzedaży w Rossmanie kupiłam kilka butelek (kosztował ok 8-9 zł).
  • Dwufazowe olejki do kąpieli Stara Mydlarnia też bardzo polubiłam za zapachy - te są soczyście owocowe, niemęczące. Wcześniej zużyłam wersję pomarańczową, teraz truskawkową.
  • Regularnie wracam do tych płynów Joanna. Zdecydowanym faworytem jest dla mnie wersja o zapachu bzu, ale różana też jest spoko.
  • Zużyłam miniaturkę żelu pod prysznic The Body Shop z linii Almond Milk & Honey. Był przyjemnie kremowy, nie wysuszał, nie podrażniał. O kosmetykach z tej linii pisałam na Instagramie:
  • Szampon i odżywka w wersji oczyszczającej Baikal Herbals nie wywarły na mnie większego wrażenia, a już na pewno nie pozytywnego. O ile szampon może faktycznie dawał wrażenie czystszych włosów niż taki standardowy szampon co mi się podobało, ale już w połączeniu z odżywką miałam lekko wysuszone włosy, które robiły się dosyć sianowate i mało błyszczące.
  • Na wcierkę do włosów Agafia zdecydowałam się po przeczytaniu naprawdę wielu zachwytów, jednak niestety na moje wypadające włosy nie podziałała :/
  • Za to olejek do włosów Biolove pasował moim włosom. Nakładałam go na żel aloesowy i włosy po takiej "kuracji" wyglądają bardzo dobrze.
  • W moich włosowych zapasach znalazłam małą wersję maski do włosów z olejem arganowym Novex, a byłam przekonana, że ją już zużyłam. Zaskoczyła mnie bardzo pozytywnie, włosy były po niej miękkie, wygładzone, błyszczące. Maska ani ich nie obciążyła ani też nie spuszyła.
  •  
  • Jedne z moich ulubionych perfum - Diesel Plus Plus! Pierwszą butelkę kupiłam kilka lat temu w ciemno na wyprzedaży w Rossmannie (dodatkowo wchodziły na promocję z perfumami typu -50% czy 55%). Od tamtej pory są ze mną. Delikatne, choć z drugiej strony mocne :D Wiem, brzmi dziwnie, ale ich zapach właśnie taki jest - niby delikatny, mleczny a z drugiej z pazurem. Uwielbiam.
  • Nawilżająca baza pod makijaż Couleur Caramel (do kupienia w Ekozuzu.pl) podobała mi się. Przedłużała trwałość makijażu i chroniła przed uczuciem ściągniętej skóry w trakcie dnia.
  • Pierwszy raz tusz Masterpiece z Max Factor miałam wtedy, gdy pojawił się w sprzedaży, czyli kilkanaście lat temu (byłam nawet hostessą promującą go jako nowość w krakowskim Super-Pharm i dostałam go przed akcją). Nie wiem, czy wtedy miałam inne oczekiwania, czy może coś się w nim zmieniło, ale teraz, po latach nie zachwycił mnie. Rzęsy nie były aż tak wydłużone i zagęszczone, jak wtedy, gdy miałam go pierwszy raz. Zwrócę jeszcze uwagę na jego pojemność - niby opakowanie wygląda na standardowe, ale tuszu jest tylko 4,5 ml.
  • O sypkim pudrze mineralnym AA Wings of color (i kilku innych kosmetykach z tej linii) już pisałam, więc zachęcam do przeczytania mojej opinii:

16 komentarzy:

  1. Na mnie też ta maseczka peeling z vianka nie zrobiła dobrego wrażenia

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja zwykle ogromne zuzycia! :D Peeling maska Vianek mnie kusiła, a teraz sama nie wiem. Maski aa, cien i bielenda miałam - każda bardzo fajna. Serum Bielenda kocham :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Mega denko! Uwielbiam tą serię wpisów!

    OdpowiedzUsuń
  4. Denko ogromniaste! Ja w swoich denkach uwzględniam tylko te kosmetyki o których nie zdązyłam napisac na blogu. Jednak takich ilości jak Ty na pewno nie przerabiam ;d
    Ja polubiłam się z mydłem Yope, a mam bardzo wrażliwą skórę dłoni.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Od dłuższego czasu bardzo mało opisuję na blogu :o

      Usuń
  5. Wow ileż produktów! Zajrzałam do Twojego wpisu dotyczącego kosmetyków AA. Obecnie mam sypki puder transparentny i póki co nie bardzo mi pasuje. Jeszcze dam mu szansę i poszukam sposobu na używanie go.
    Ciekawe spostrzeżenia co do mydła Yope. Od dawna zastanawiam się nad zakupem, ale wiecznie mam zakupione zapasy innych mydeł i z tym mi nie po drodze. Nie wiem teraz, czy warto go kupować, bo mam delikatne dłonie, które bardzo łatwo się przesuszają.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ten zapach Diesel od lat za mną chodzi, po nutach mógłby mi się spodobać, muszę go mieć na oku :D
    Szkoda że maska-peeling Vianek Ci nie przypadł go gustu...ja bardzo lubię, mnie jakoś mocno drapie a potem tym natłuszczeniem ukaja :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bylam przekonana, że jednak skusiłaś się wtedy na niego

      Usuń
  7. Mam tak samo, nowości opisuję chętniej niż denka. :D Może rozwiązaniem byłoby robienie takich podsumowań co miesiąc, a nie co dwa? Przypomniałaś mi, że już dawno nie miałam nic z Biolove, muszę to nadrobić :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Długo robiłam co miesiąc, ale chyba jednak co dwa jest dla mnie lepiej.

      Usuń
  8. Spore denko:) Mi mydła Yope też przesuszają dłonie.

    OdpowiedzUsuń
  9. Matko, jak dużo zużyć! :O U mnie to ok.10 miesięcznie się uzbiera.

    OdpowiedzUsuń
  10. Świetne zużycia, jestem pod wrażeniem ilości. Ja też lubię deo z Dove.

    OdpowiedzUsuń

Nie proś o wzajemne obserwowanie - zaglądam na blogi osób komentujących :)

UWAGA! Usuwam komentarze z podlinkowanymi słowami kluczowymi!