Już mnie niemal roznosi, aby pokazać Wam co kupiłam w styczniu (a jest tego sporo, nic nowego :D), ale najpierw muszę nadrobić zaległe wpisy ze zużyciami z grudnia i stycznia. Zawzięłam się na sporo kosmetyków, po które do tej pory sięgałam rzadko, albo o których końcówkach w opakowaniach po prostu zapomniałam. W efekcie zużyć mam dużo, w styczniu nawet bardzo dużo, ale czy jest mi lżej? Hahaha, bynajmniej. Zakupami nadrobiłam z nawiązką, ale czy to jest moja wina, że sklepy co rusz organizują korzystne promocje? Piszę "korzystne", bo takich rzędu -10, -15% nie biorę pod uwagę. W grudniu królowało Kontigo, a w styczniu i lutym - Lawendowa Szafa.
Zatem, co wykończyłam w grudniu?

  23 puste opakowania to dobry, lecz jak na moje możliwości raczej standardowy wynik - z reguły co miesiąc zużywam ok 20 kosmetyków (moja siostra tyle nie zużywa nawet w ciągu roku).
  • Szampon Lekos miał przeciwdziałać wypadaniu włosów. Szczerze na to liczyłam, bo od dłuższego czasu jest to dla mnie istotny problem, jednak nic takiego nie zauważyłam. Włosy jak wypadały tak wypadały. Być może potrzebna by była dłuższa kuracja?
  • Uff, kolejne pudło z maską Kallos za mną. Po wersji KeratinBlueberry i Cherry zawzięłam się na bananową. Zapach kojarzył mi się z nielubianym w dzieciństwie pseudobananowym syropem na kaszel. Efekt na moich włosach - zerowy. 
  • O odżywce Timotei z serii Precious Oils pisałam już dawno temu. Byłam przekonana, że ją zużyłam w całości, jakie było moje zdziwienie, gdy w trakcie porządków w kosmetyków odkryłam jej obecność wśród innych butelek. Lubiłam ją za piękny zapach i odpowiednie dociążenie moich trudnych włosów.
  • Lubię farby do włosów z Avonu, najczęściej to właśnie je kupuję, dokładniej odcień Ciemny złoty brąz. Jest dla mnie idealny.
  • Hit blogosfery - wcierka Jantar z Farmony nie wywarła na mnie większego wrażenia. Lepsze efekty, czyli zmniejszenie wypadania włosów widziałam po wcierce ze skrzypem polnym.
  • Nie polubiłam tych żeli Fa. Wcześniej zużyłam wersję z granatem, teraz z awokado i odetchnęłam. Spodziewałam się gęstszej konsystencji, więc rzadka mnie zdziwiła. Nie odczułam, żeby zawarty był w nim też balsam.
  • Pomarańczowa, odżywcza linia kosmetyków do ciała Vianek to moja zdecydowana ulubienica w ofercie tej marki. Odżywczy żel pod prysznic szczerze polubiłam, to moje drugie zużyte opakowanie i w zapasach chyba czeka kolejne.
  • Faworyt zapachowy wśród umilaczy kąpieli? Płyn do kąpieli o zapachu wanilii i figi z Avonu! Ciepły, otulający i tak cudownie relaksujący, że szybko znika. Uwielbiam go, więc gdy pojawił się ponownie w ofercie musiałam się zaopatrzyć w kilka litrowych butli. 
  • Bambusowy peeling do ciała Organic Shop był w porządku, ale powrotu nie planuję. 
  • Już dawno przestałam lubić kosmetyki Ziai. Szkoda, że firma traci swój całkiem duży potencjał na kiepskie składowo kosmetyki. Odrobina zmian  a mielibyśmy kolejną fajną polską markę. Peeling dostałam, sama bym go nie kupiła. Peeling "Olejki Ylang-ylang i paczuli" okazał się nie najgorszy, przy czym mówię tu jedynie o odczuciach w trakcie i po stosowaniu. Pachnie przyjemnie, delikatnie, niby rześko a jednak czuć otulające, orientalne nuty. Ścieranie jest raczej średnie, ale może być. Po tym peelingu tłusta warstewka jest znacznie delikatniejsza niż po peelingu Cupuacu (koszmar!),bardziej miękka, nawet przyjemna w użyciu. Jeżeli liczycie na zgodny  nazwą olejek ylang-ylang i paczuli to ... nie ma ich w składzie :D Zapewne skrywają się jako syntetyczne zapachy pod hasłem "parfum". 
  • Bardzo lubię kosmetyki do kąpieli i do pielęgnacji ciała Kneipp a płyn Przytulna kąpiel nie był wyjątkiem. Ciepły, delikatnie przyprawowy aromat jest idealny na zimowe wieczory.
  • Pudry do kąpieli Biolove kupiłam od razu, gdy pojawiły się w Kontigo, tak samo jak pozostałe grudniowe nowości tej marki. Przygotowuję już wpis na ich temat, a teraz tak w skrócie napiszę, że nie puder nie okazał się spełnieniem moich kąpielowych marzeń.
  • Nawilżający krem do rąk Vianek bardziej mi odpowiadał niż odżywczy. Lepiej od niego nawilżał i dłużej nawilżenie się utrzymywało.
  • Masło shea to jeden z moich ulubionych składników w kosmetykach, ale używam go też w czystej postaci - do stóp, dłoni, nóg, nawet na włosy. Wszechstronne i cudnie działające :) 
  • Antyperspiranty DeoBall Perfecta szczerze polubiłam za skuteczną ochronę, ich regularna cena już mniej mi się podoba.
  • Do depilacji najczęściej używam żeli Gillette. Ułatwiają golenie, nie podrażniają, często są w promocji w różnych drogeriach. Wersja Olay Vanilla dream cieszyła mnie subtelnym waniliowym zapachem i nie wysuszaniem skóry.
  • Kwas hialuronowy w formie żelu nie jest dla mnie nowością. Pierwszy raz kupiłam go ok 10 lat temu. Uważam, ze warto go zawsze mieć pod ręką. Ten akurat jest ze sklepu Naturalissa i używałam go głównie jako dodatek do masek glinkowych i mieszałam z olejami. Pamiętajcie, żeby nie nakładać  takiego żelu na suchą skórę - ściągnięcie i łuszczenie się żelu z twarzy gwarantowane.
  • Maska w płacie Missha Real Solution z kolagenem długo odczekała, zanim ją użyłam. A gdy w końcu użyłam to ... szału nie było. Nie zauważyłam jakichś zachwycających efektów. 
  • Macie takie zapachy, które kiedyś były dla Was największymi śmierdziuszkami a teraz to jedne z Waszych ulubionych? Dla mnie takim zapachem jest Far Away z Avonu. Dawniej nie mogłam znieść jego ciężkiego zapachu, a od kilku lat trudno jest mi się z nim rozstać i zawsze muszę mieć w swoim perfumowym zbiorze. 
  • Co prawda delikatnie odpuściłam jeśli chodzi o naturalne mydła, ale zawsze mam jakieś w zasięgu ręki. Manufaktura Majru pochodzi z mojego miasta, więc tym chętniej kupiłam 2 mydła, z których jedno zużyłam w grudniu, a drugie w styczniu. Podoba mi się w nich niewysuszanie skóry, tylko szkoda, że zapach szybko ulatuje z kostki.
  • Jeżeli lubicie lub potrzebujecie czasami prawdziwego tłuściocha do smarowania twarzy to krem brzozowy z betuliną Sylveco na pewno się Wam spodoba. Używałam go głównie wieczorem, gdy większość dnia spędzałam na mrozie - dawał prawdziwą ulgę skórze. Nie ma co liczyć na całkowite wchłanianie się, to prawdziwie tłusty krem i trzeba mieć to na uwadze.
  • Czerwoną glinkę Your Natural Side bardzo polubiłam, głównie za uspokojenie skóry po zbyt długiej pracy przed monitorem komputera i laptopa. Nie podrażniała, wręcz przeciwnie. Kupiłam ponownie glinkę czerwoną, ale innej firmy.

A jak Wam idzie zużywanie kosmetyków?


15 komentarzy:

  1. Jeśli chodzi o zapachy to ja tak mam z Euphorią :P Kiedyś te perfumy przyprawiały mnie o ból głowy, teraz je uwielbiam :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam podobne zdanie o kosmetykach z Ziaji, chociaż uwielbiam ich maseczki :)

    OdpowiedzUsuń
  3. miałam kiedyś kallos banana był całkiem spoko :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Mnie zużycie idzie całkiem nieźle :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Moim włosom nie służą Kallosy. Miałam dwie inne wersje i z żadnej nie byłam zadowolona.

    OdpowiedzUsuń
  6. Miałam tego Kallosa bananowego, ale szczerze mówiąc jego zapach mnie mega dusił po kilku użyciach :(

    OdpowiedzUsuń
  7. Kwas hialuronowy, żelowy, to u mnie must have :)

    OdpowiedzUsuń
  8. ostatnio bardzo lubię kosmetyki vianek muszę wypróbować ten żel:)
    pozdrawiam cieplutko :))
    woman-with-class.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  9. Ostatnio moje włosy pokochały Kallosy a kiedy wręcz ich nie znosiły hehe

    OdpowiedzUsuń
  10. U mnie w zużyciu jeśli chodzi o wcześniejszy miesiąc było chyba drugie tyle. Z nowościami u ciebie jestem na bieżąco :) przez instastory :d

    OdpowiedzUsuń
  11. Ja mam tak samo z siostrą jak ona widzi moje denka, to zawsze mówi że ona w ciągu roku tyle zużywa. :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Wow!!! Sporo tego się uzbierało ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  14. Z podanych produktów, Vianek jest zdecydowanie moim faworytem:)

    OdpowiedzUsuń

Nie proś o wzajemne obserwowanie - zaglądam na blogi osób komentujących :)

UWAGA! Usuwam komentarze z podlinkowanymi słowami kluczowymi!