Marka Dove słynie nie tylko z kosmetyków pielęgnacyjnych (żele pod prysznic i antyperspiranty to moi ulubieńcy) ale także z kampanii społecznych skierowanych głównie do kobiet. Dlaczego akurat do nas? Bo to właśnie my mamy skłonność do kompleksów, przejmowania się swoim wyglądem - kilkoma nadmiarowymi kilogramami, odrobinę za dużym nosem czy odstającymi uszami. O ile niektóre z tego typu wad rzeczywiście mogą negatywnie wpływać na zdrowie czy psychikę tak przyznajcie same, często pewne rzeczy wyolbrzymiamy. Zauważcie, że łatwiej przychodzi nam powiedzenie co się w nas nie podoba, co chciałybyśmy zmienić, niż to, co w sobie lubimy. Powinno być na odwrót!
W aktualnej kampanii #MojePięknoMojaHistoria zachęca nas do odkrywania swojego piękna, do dzielenia się historią jego odkrywania. Jaka jest moja historia?
Na wiele spraw otworzyło mi oczy macierzyństwo, a także moja droga do niego - strata syna pod koniec ciąży, problemy w drugiej ciąży, która tylko dzięki szybkiej reakcji lekarzy nie skończyła się tak samo, choroba młodszego nauczyły mnie pokory, tego, co jest naprawdę ważne, czym się przejmować a co jest błahostką. Ale nie tylko te przykre aspekty spowodowały zmianę moich priorytetów, lecz także wszystko inne związane z macierzyństwem. Nie zrozumcie tego źle - to nie tak, że teraz liczą się tylko dzieci,  że moje potrzeby są gdzieś daleko w tyle, tylko po prostu niektóre rzeczy, które dawniej były dla mnie istotne, teraz już takie nie są.
Dotyczy to wielu płaszczyzn życia, także postrzegania siebie. Ciekawe, że dawniej ważąc 10kg mniej uważałam się za grubą - diety, ćwiczenia aby schudnąć jeszcze te 2 kg byleby waga pokazywała 4 z przodu, nie podobały mi się moje małe oczy, niski wzrost bo czym jest 163 cm. 
To wszystko jest teraz przysłonięte ważniejszym sprawami, nie spędzają mi snu z powiek, szczególnie waga. Schudnięcie nie jest moją obsesją, czuję się dobrze ze sobą, zaakceptowałam siebie, potrafię sobie powiedzieć że fajnie wyglądam i rzeczywiście być zadowolona zamiast doszukiwać się nie wiadomo czego. Za każdym razem, gdy dzieci się skrobią na mnie i mają ochotę na wygłupy i szalone przytulaski (straszne pieszczochy z nich) cieszę się że nie jestem chudsza bo by mi kości pogruchotały ;)

4 komentarze:

  1. No właśnie, w którym momencie życia zaczynamy rozumieć, że krosta na czole nie zmienia nam rysów twarzy i nie wyglądamy przez to brzydziej czy też, że +2 kg nie robią żadnej różnicy :)

    OdpowiedzUsuń

Nie proś o wzajemne obserwowanie - zaglądam na blogi osób komentujących :)

UWAGA! Usuwam komentarze z podlinkowanymi słowami kluczowymi!