Trudno było mi się wziąć do posumowania tego, co zużyłam w maju bo liczba pustych opakowań mnie przerosła :) Nie pamiętam, kiedy ostatnio i czy w ogóle zużywanie szło mi tak regularnie i z efektem, abym pokazywała ponad 30 pustych butelek, tubek, słoiczków i kartoników.
Starałam się wykończyć zaległe końcówki i wziąć się za zostawione, zużyte np. do połowy smarowidła zamiast otwierać nowe i taki jest efekt.
Oczywiście nie udaje mi się tak całkiem powstrzymywać przed poznaniem nowych kosmetyków zanim zużyję to co mam otwarte, szczególnie, jeśli akurat dostaję coś ciekawego do "przetestowania", ale przynajmniej staram się nie grzebać za bardzo w "zapasach".

  • Syberyjski płyn do kąpieli Babuszka Agafia taki o, ziołowy płyn o roślinnym zapachu. Pienił się, nie wysuszał. Jeśli lubicie ziołowe zapachy to wypróbujcie.
  • Kremowy żel pod prysznic Sylveco w zasadzie nie wiem dlaczego został tak nazwany. Ma konsystencję gęstego żelu a nie kremową. Nie do końca spodobał mi się zapach - słodki, kojarzący mi się z cytrynowym cukierkiem Nimm2. Nie tego oczekiwałam. Zdziwiło mnie też, że lekko wysuszał i ściągał mi skórę. Żele Vianek zdecydowanie lepiej się u mnie sprawdzają.
  • Żel Dove to już mój standard wśród myjadeł do ciała. Nie przepadam za kokosowym zapachem kosmetyków, ale ten był bardzo przyjemny.
  • Niezwykle opornie używałam rumiankowego żelu do higieny intymnej Green Pharmacy. Żadnej krzywdy mi nie zrobił, ale zapach miał mało zachęcający do używania.
  • Bardzo wydajny żel do depilacji Gillette, myślałam, że nigdy się nie skończy. Przeznaczony do suchej skóry i rzeczywiście fajnie się na takiej sprawdza - nie napina skóry, nie podrażnia i odczuwalnie ułatwia golenie maszynką.
  • Płyny i olejki do kąpieli Tetesept kupiłam kiedyś w TK Maxx. Pomarańcza z limonką była ok, ale chyba nic nie przebije płynu tej marki do używania w trakcie przeziębienia.
  • Kolejny kosmetyk do kąpieli :D Maj był brzydki a wygląda jakbym kąpała się częściej niż zwykle (czyli częściej niż raz dziennie). Puder do kąpieli Stara Mydlarnia z olejem moringa pachniał bardzo subtelnie.
  • Lawendowe kryształki do kąpieli Kneipp miałam już kiedyś. Zapach lawendowy nie jest moim ulubionym aromatem w kosmetykach, ale lawenda w produktach Kneipp niezwykle mi odpowiada.
  • Kolejna saszetka peelingu kawowego Bare Care :) Często peeling kawowy robię sama dodając olejek eteryczny w zależności od nastroju i ochoty (w lecie uwielbiam z olejkiem miętowym - koniecznie spróbujcie!!), ale gdy mam "dzień lenia" wybieram te gotowe. Peeling Bare Care bardzo polubiłam :)
  • Płyn micelarny Be Organic byłby całkiem w porządku, gdy nie podrażniał mi oczu. Z mocnym makijażem radził sobie zaskakująco dobrze.
  • Glinka ghassoul jest chyba jedną z najpopularniejszych glinek, co mnie nie dziwi. Ta, którą wykończyłam była z Nacomi. Była dobrze zmielona, łatwo się mieszała z hydrolatem, olejem, żelem hialuronowym/aloesowym. Dokładnie oczyszczała twarz, odświeżała ją bez podrażniania (niezwykle ważne jest zwilżanie maski na twarzy aby nie zastygła, inaczej zaczerwienienie skóry gwarantowane).
  • Regenerującą maseczkę do twarzy Dr Konopka's miałam dosyć długo :D Bardziej podobała mi się chłodząca z rozmarynem, ale ta też dawała fajne efekty.
  • Po zachwycie nad różanym kremem do twarzy Make Me Bio bez wahania kupiłam wersję pomarańczową. Planuję wpis porównawczy, ale tak pokrótce napiszę, że ten jest lżejszy co nie oznacza jednak że jest całkiem lekki i że szybko się wchłania ;)
  • Nie potrafię polubić się z pomadkami peelingującymi Sylveco. Kiedyś miałam tę pierwszą wersję w biało-pomarańczowym opakowaniu, później kupiłam wersję miętową. Drobinki ścierające są nierównomiernie rozłożone - raz jest ich bardzo dużo, a następnym razem nie peelingowała prawie w ogóle. Irytowało mnie też to, że podobnie jak ta pierwsza pomadka szybko twardnieje i nie nadaje się do używania.
  • Dyniowe serum do twarzy Organique to jeden z lepszych kosmetyków, jakie używałam w ostatnim czasie. Wodniste, ale szybko się wchłaniało, wyraźnie nawilżało skórę. Używałam go solo, albo pod krem zarówno na dzień jak i na noc. Nie pogorszyło mi stanu skóry. Zapach nie kojarzył mi się z dynią, ale to raczej dobrze ;) Było przyjemny, słodkawy.
  • Tanie Lime Verbena z Avonu trzymałam w szufladzie w pracy na wypadek, gdybym rano nie zdążyła użyć perfum. Cytrusowe nuty nie należą do moich ulubionych, ale te miały coś fajnego w sobie, delikatną gorycz, dzięki której nie pachniały jak odświeżacz do WC.
  • Z oferty Yope najbardziej polubiłam się z kremami do rąk. Zużyty właśnie z szałwią i kawiorem dobrze się spisał na moich dłoniach, nie był zbyt tłusty, ale też nie za rzadki. Dobrze nawilżał i nawilżenie utrzymywało się dosyć długo. Mam jeszcze inne rodzaje i oby sprawdziły się co najmniej tak samo fajnie.
  • Zużyłam też drugi krem do rak, odżywczy Nacomi z olejem inca inchi - miałam go w pracy. Był dosyć treściwy, ale wchłaniał się w miarę szybko i dobrze nawilżał. Zapach miał słodkawy z wyczuwalnym charakterystycznym zapachem oleju inca inchi.
  • Mydło w piance Bath & Body Works miałam bardzo długo - najpierw szkoda było mi go postawić na umywalce, a później okazał się szalenie wydajny. Zapach był cudownie owocowy i długo utrzymywał się na dłoniach. Nie wysuszał tak skóry jak typowe mydła w płynie. Kusi poznanie innych, ale cena odstrasza ;)
  • Szkoda, że melonowa maseczka Soraya okazała się dla mnie zupełnym niewypałem, bo liczyłam na porządną dawkę nawilżenia. Zamiast niego miałam porządną dawkę klejenia się i zrolowanej maseczki.
  • Ciąg dalszy wykańczania połówek mydeł (jak pisałam miesiąc temu, przeważnie kostki dzielę na pół - tak mi się łatwiej używa i mydło mi się nie zdąży znudzić). Z pudełka ubyły więc dwa mydła Pour L'Amour - piżmo i bursztynowiec, oraz Sztuka Mydła - Kozimilk. Wszystkie trzy lubiłam, szczególnie Pour L'Amour.
  • Mydło, a w zasadzie kostka myjąca Dove to jedyne drogeryjne mydło, które nie wysusza mi skóry. Często gości w mojej łazience.

  • Z wielką butlą balsamu Yope męczyłam się bardzo długo. Wersja mineralna jest do rąk, ale nie sprawdziła mi się ani do nich, ani do ciała. Nie jest bardzo gesty ani tłusty, ale trudno się rozprowadzał. Miałam odczucie zbyt słabo nawilżonej skóry. Może na dłoniach jednak lepiej by się sprawdził?
  • Małe masła do ciała, rąk i stóp Cuccio bardzo lubię, teraz użyłam chyba 3 opakowanie. O tej wersji i drugiej - kokosowej pisałam TUTAJ.
  • Niezawodny antyperspirant - Dove Original. Do żadnego innego sprayu nie mam takiego zaufania jak do Dove.
  • Olej z nasion kawy Etja to absolutnie cudowne odkrycie końcówki tamtego roku!! Wspaniale ujędrnia, smakowicie pachnie ... z resztą przeczytajcie recenzję!
  • Szukam i szukam i bardzo opornie mi to idzie. Naturalny dezodorant Melica w wersji aloesowej był całkiem niezły (lepszy niż kwiatowy Sylveco i borówkowy Biolove), ale na upały to nadal nie "to".
  • Wzmacniający włosy duet EoLab - szampon i odżywka szału nie zrobiły, ale też nie szkodziły moim włosom. Trochę drażnił mnie ich lekko słodkawy zapach, ale nie uprzykrzał mi używania.
  • Koszmarek ostatnich miesięcy - peeling do skóry głowy Vianek. Utwierdził mnie w nielubieniu peelingów drobinkowych ... Drobinki zostawały mi na włosach, na nic zdały się próby dotarcia nimi do skóry głowy ani tym bardziej masowania nimi. Baza jest zbita i tłusta, pełni też rolę maski, ale nie wpłynęła jakoś szczególnie na stan moich włosów. 
  • Przyjemne chusteczki do higieny intymnej AA, odświeżały, nie podrażniały. Myślę, że kupię je jeszcze kiedyś.

22 komentarze:

  1. Bardzo imponujące jest Twe denko :) Też lubię mydełka Dove :)

    OdpowiedzUsuń
  2. No wow, super Ci poszło. :) ja z Yope też najbardziej lubię kremy do rąk.

    OdpowiedzUsuń
  3. Oj jak ja to doskonale rozumiem - człowiek stara się wykończyć jak najwięcej i generalnie jest z siebie bardzo zadowolony, ale później jak przychodzi czas opisywania tego to się za głowę łapie :D Problemy blogerek! ^^ Piękne denko, gratulacje!!!

    OdpowiedzUsuń
  4. kupiłam mieszkanie i chcę do niego przenieść jak najmniej starych rzeczy więc zużywam na bieżąco. w końcu będę miała wszędzie panele także w kuchni jak Ty, :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wow super!!! Będziesz pokazywała prace w mieszkaniu?

      Usuń
  5. Denko mega! Znam tylko peeling do skóry głowy z Vianka i u mnie lepiej się sprawdzał.

    OdpowiedzUsuń
  6. O matko ile tego zużylaś, też sobie postanowiłam że zużywam otwarte już balsamy i w ogóle wszystko i też całkiem nieźle mi idzie :) fajnie u ciebie zostaję :)

    OdpowiedzUsuń
  7. z całej gromadki znam peeling Bare care. Ostatnio robiłam sama, ale ten był całkiem fajny, moze troszkę suchy mi sie wydawał w porównaniu z tym domowym ;P

    OdpowiedzUsuń
  8. Oj, mega duże zużycie, gratulacje :D

    OdpowiedzUsuń
  9. O jej..kurde! Jestem pod wrażeniem. Ja mam takie odczucie, że wszyscy denkują i zużywają a mi jakoś cienko to idzie. Chyba powinnam sie ogarnąć w tej kwestii.

    OdpowiedzUsuń
  10. Dove spray Original jest u mnie na stałe w szafce, nawet jak dokupię inny,to Dove też musi być :) Mydełka w kostce Dove też kocham :)
    Porządne denko, u mnie strasznie mało schodzi właśnie z tego powodu że za dużo naraz używam....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No własnie, tu jest problem. Ale jak widze, że czegoś jest wyraźnie mniej, to skupiam się na tej rzeczy i zużywam do końca.

      Usuń
  11. Miętową pomadkę z Sylveco znam, ale wolę wersję żółtą :) Olej z nasion kawy mnie mega ciekawi, może kiedyś się na niego skusze :) Duże denko :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miałam żółtą, ale drazniła mnie jej gorycz

      Usuń
  12. Bardzo lubię żele Dove. O dziwo nie miałam wariantu kokosowego a to mój ulubiony zapach.

    OdpowiedzUsuń

Nie proś o wzajemne obserwowanie - zaglądam na blogi osób komentujących :)

UWAGA! Usuwam komentarze z podlinkowanymi słowami kluczowymi!